Oskar Miller

EMOTIKONY

Dziw bierze od rojów robaczków, jakie zagnieździły się w naszym nowym, ponowoczesnym zinformatyzowanym świecie. Gremialna zabawa skrótem powoli dochodzi do perfekcji przekazu. Im mniej napiszemy, tym więcej przekażemy. Istotą zagadnienia jest jak najwięcej zapisać jak najmniejszym i oszczędnym przekazem znaku. Pierwszy emotikon to w zasadzie powinien być uśmieszek, buźka złożona ze znaków ASCII. Taki pogrobowiec ery hipisowskiej, aby zawsze trzymać uśmiech. Daleko ja też wyrażam swój nastrój załączając do pisania J i komputer automatycznie zamienia mi dwukropek i prawy nawias na buźkę. Podobno od tego się zaczęło. Załączając ów uśmiech, a raczej grymas twarzy, obrócony o 90° w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara, wyrażam mój nastrój adekwatny do chwili, albo może chcę się komuś przypodobać lub przymilić? I nawet się rymuje. I nawet jest fajnie. Buźka jest fajna. Jest kul. Chyba, dlatego w języku polskim rozpowszechniła się forma żeńska? Emotikona, emotka, czyli miła dziewczynka. Miła buźka dziewczynki. W angielskim słowo to jest połączeniem wyrazów emotion oraz konsole. Czyli tym samym tak wyrażam moje emocje poprzez konsolę. Według mędrców z Microsoftu pierwszy emotikon został przesłany 19 września 1982 roku. Zaś zwolennicy Linuksa i inni antyglobaliści dadzą się pokroić, że emotikony są o wiele starsze. I ja też dam się za to pokroić. Dla mnie emotikony są stare tak samo jak pismo. Emotikony to nić innego jak znaki sanskrytu, jak sumeryjski zapis klinowy, jak znaki druzyjskie, jak nieodczytany alfabet Azteków, a może Majów? Starożytni ryli swe znaczki w glinie lub w kamieniu. Te znaki niosły jakiś przekaz. Miały zadanie być odczytane. Ale pozostały odczytane tylko przez współczesnych im magów. Tym samym dzisiejsze znaki wywodzące się od trzymania uśmieszku są tylko znane współczesnym pisarzom. Już widzę minę mojego dziadka, człowieka ery nowoczesności, czyli całego wieku dwudziestego, jak siada do komputera i pogłębia swoją sztukę epistolografii załączając na końcu listu do babci uśmiechniętą buźkę. Może nie do komputera, ale stalówką pióra wiecznego kreśli na kredowym papierze dwukropek i nawias prawy. Wysusza tusz filcowym przyciskiem, zagina kształt papieru, ślini kopertę i biegnie na pocztę. Przecież babcia czeka na jego list? Wszak on pewnie by używał emiotikonów. Był człowiekiem nowoczesnym. Człowiekiem urodzonym u schyłku wieku pary. Człowiekiem, co sam skonstruował swoje pierwsze radio na kryształkach. Facetem, który szczycił się, że zanim wsiadł na motocykl, który uprzednio nabył najpierw go z ciekawości rozebrał i złożył. Musiał przecież wiedzieć, na czym polega mechanizm monstrum, na którym będzie pomykał po asfaltowych rzadziej, kocich łbach częściej, a w zasadzie polnych kresowych drogach. Przez chwilę wydawało mi się, że koło historii zatoczyło swój krąg? Ale prawda jest inna. Mój postępowy dziadek na pewno by psioczył na suchy lakonizm znaczków. Wyśmiewałby oszczędny, wręcz ubogi przekaz formalny bazgrołów. Nid dość, że piszesz jak kura pazurem. Kleksy robisz. Spieszysz się. Za dużo nabierasz atramentu z kałamarza, to jeszcze używasz totemicznych znaków jak jakiś dziki. Ależ dzidziu Inkowie też lubi skracać swoje myśli? Lubili, lubili i dlatego teraz nikt nie może odczytać ich węzełków frędzelków! A ty pisz wyraźnie, nie spiesz się, pisz po polsku.



Piszę po polsku.



Staram się pisać w ojczystym języku i błogosławię sobie MS Word, który samoczynnie i inteligentnie poprawia moje błędy. Nie potrzeba już kleksów, aby ukryć swoje nieuctwo. Mogę się spieszyć i mogę tylko ćwiczyć palce na klawiaturze dochodząc do perfekcji w ilości znaków na minutę. I znów pośpiech. Na nic nie mamy czasu. Ciągle musimy się spieszyć. Jakbyśmy mieli nie zdążyć na własny pogrzeb. Dzisiaj nie ma czasu nawet na pośpiech. Tak w ciągłym ruchu zapominamy, że jesteśmy. Zapominamy o uczuciach. Zapominamy o miłości. Na nią też nie ma czasu. Szybki mejl do skrzynki. I na Gadu Gadu. I sms. I już randka. I szybki seks bezpieczny. Tak bezpieczny, że w większość nie dochodzi do zbliżenia cielesnego. Wszak szybciej się zapina niż rozpina suwak, czy jak mu tam zamek błyskawiczny. Suwak lepiej, bo i szybciej. Jeden wyraz i już… W tym pędzie ku niewiadomej już nie znamy, już nie mamy celu. On gdzieś znikł. Teraz liczy się tylko sam bieg. Biegnij, biegnij ciągle do przodu szczurku i nie oglądaj się. I biegniemy.W biegu nie ma czasu na przyjaciół. Nie ma czasu na miłość. Nie ma czasu na rozmowę. Ciągle przecież grzeje się bateria komórki. Ciągle. I już nie usypia monotonny szmer klawiatury. Kiedyś w erze maszyn do pisani stukot klawiszy niczym sonetowy dźwięk pianina przynosił sen lirycznym poetom. Kiedyś, gdy miałem dwadzieścia lat był kraj, w którym zabierano nie rejestrowane maszyny do pisania ukazem władz. Ale to już historia równie odległa jak mamuty. Nie ma czasu na historię. Liczy się tylko teraźniejszość. Liczy się tu i teraz. Liczy się bieg! Quo vadis domine? Spytam nieśmiało. Cicho cichutko, tak pod nosem, a może w myśli? Dokąd idziesz (biegniesz) człowieku (Panie)? Łacinę wyparł francuski. Francuski wyparł angielski. Dziś w każdym kraju tworzy się lokalny dialekt angloamerykański. Jutro stworzy się międzynarodowe esperanto znaczków internetowych. Wszak każdy na świecie właściwie odczyta już dziś dwukropek i prawy nawias? Tylko czy zapis na dyskach przetrwa megalitycznie wichry tysiącleci jak w kamieniu wyryte hieroglify? Może za sto lat kamień będzie niepotrzebny. Może komunikacja między ludźmi odbywać się będzie w sferze energii mentalnej? Może podświadomie lub świadomie będziemy wysyłać nasze myśli do innych skrzynek odbiorców? A może czeka nas chaos informacji? Może i tak jak już dzisiaj niektóre komputery, będziemy ciągle i ciągle i niezmiennie wysyłali spam? W natłoku informacji i w pośpiechu codzienności zapominamy, że może zatracamy własną osobowość poddając się bezwolnie ciśnieniu biegnącego stada? Może, dlatego staramy się naszą mowę, naszą komunikację ograniczyć do znaczków już nawet nie hieroglifów, a znaczków zastępujących jakiś głębszy sens wypowiedzi? Może, dlatego używając jakiś nawet wyimaginowanych znaczków, jeszcze możemy się porozumiewać z osobnikami tego samego gatunku? Widząc wszędobylską komórkę, widzę z nadzieją na przyszłość, że pospiechu jeszcze mamy czas na mowę. Smutno tylko, że tak samo jak możemy mówić negatywnie, to pozytywnie jakoś mało nam się zdarza? A przecież mowa lub słowo pisane służy nie tylko do komunikowania się, ale i do (na przykład) wymiany pozytywnej energii, czy do wymiany poglądów lub myśli… W wirze codzienności niestety o tym zapominamy. Tak samo jak zapominamy, że wokół nas jest wielu przyjaciół i ludzi dobrze nam życzących. Dlatego mogę sobie błogosławić chwile spędzone wśród rodziny, z przyjaciółmi, czy wśród bliźnich, gdy mamy nawet bezinteresownie lub anonimowo czas na rozmowę. Taki niezobowiązujący czas w pociągu, czy w windzie. Oczywiście chwile pozytywne. Chwile, w której czas spędzony z bliźnim zawsze doładowuje energetyczną dobrocią i miłością. Chwile, dla których warto iść przez życie w poczuciu, że wszystko jest proste i piękne. Nawet, jeśli nie jest to prawda. Chwile ułudy, ale i prawdy o naszym gatunku, która przecież nie jest tylko nieustającą walką o byt. Bezwzględnym biegiem szalonych szczurów, zagryzających słabsze osobniki po drodze. Chwile, w którym zdanie nie zaczyna się i nie kończy na kurwa, a przecinki mają siłę gardłowego zajebiście. A całość przekazu zamyka się w geście zgiętego przedramienia. Gdy jakiś facet stara się mówić o kolegach to ramię unosi się do góry, gdy mówi o koleżankach to hydraulicznie pompuje pięść na wysokości klamry od paska. Gdy jakaś panna strzepując dym z papierosa gdzieś przed siebie, zasłuchana w swoim interlokutorze z fascynacją powtarza zajebiście, zajebiście… Sorry, ale ja już chyba nie mogę tak normalnie i muszę pompatycznie i pseudofilozoficznie. Chciałbym jeszcze poprawnie politycznie dodać, że nie jestem przeciwnikiem nikotynizmu. No, więc :-|K- (__|__) :_*  :-[ :-/


© 2012 © Wszystkie prawa zastrzeżone © Oskar Miller