Dzień 1
Rano. Piękne promienie Słońca i mgły okrywają dolinę. Z okna pierwszego pietra widać, jak mgła w postaci pary przenika przez powietrze. Szczególni widać to wyraźnie, gdy się patrzy pod Słońce. Cała panorama wzgórz i winnic zakryta jest białym kożuchem mgły.
Mam piękny widok.
W wiekach średnich stał w tym miejscu mały kasztel, którego zadaniem było ostrzeganie dalej położnych zamków hrabiego i biskupa przed napastnikami.
Stąd ten bajkowy widok.
Ostał się po militarnych doświadczeniach.
Jak zwykle wojna najwięcej wnosi do cywilizacji człowieka.
Z górnego tarasu mogę patrzeć nawet na dwadzieścia pięć kilometrów po horyzont.
Może jest tego piętnaście? Ale i tak dużo…
Nie potrafię obliczyć odległości.
Ostatni ciągle łapię się na tym, że nie potrafię już pisać piórem lub długopisem. Nie mówiąc już o maszynie do pisania.
Wszystko zastąpił mi laptop.
Nawet wyłączył mi mózg. Bo nie pamiętam już ortografii, ni gramatyki…
Dlatego pewnie wstałem bardziej wkurwiony, niż zwykle !
Z bezsennością mierzę się już jakieś czterdzieści lat. Nie mierzę się, ale ciągle przegrywam. Mogę dobrze spać tylko po psychotropach, albo po wielkiej bani.
Jedno i drugie nie jest dobrym rozwiązaniem.
Wiadomo! Leki uzależniają, a alkoholu trzeba tyle wypić, aby odłączyć mózg i aby ten nasz świat przestał istnieć. Wtedy można zasnąć.
…ale biada temu, co źle rozłożył siły i miarki i poszedł spać niedopity. Biła Noc gwarantowana i nie potrzeba wtedy zorzy polarnej.
Mózgu nie można inaczej wyłączyć i człowiek jest skazany na gonitwę myśli.
Jeszcze kilkanaście lat temu, były to myśli jakieś konstruktywne. Później już tylko w miarę mądre i logiczne, ale teraz łapię się, że moje myśli to jakiś stek najprawdziwszych bzdur i beznadziejnych historii, które nie dość, że są głupie, to i do tego bezsensowne!
I na tym mój mózg trawi całe noce.
Cholera! I jak tu wstać w dobrym nastroju?
Nie poddaję się…
Muszę cieszyć się Słońcem. Piękny dzień. Najpiękniejszy dzień Twojego życia!
Jedyny dzień i wyjątkowy, bo Twój!
Może ostatni?
A tu od ósmej robotnicy napierdalają młotkami. Napierdalają, aby pokazać, że już pracują. Pracują i do tego ciężko. Oj, jak ciężko pracują…
Dlatego tak równo i jednostajnie napierdalają młotkami.
Nie poddaję się…
Muszę przeczytać – Czytania na dziś z portalu Mateusza. Zacząłem od Mądrości Syracha i mam dosyć tego ble, ble, ble, co znaczy mądrość.
Zamykam komputer.
Nie czytam.
Idę do pokoju dzieci. Zimno. Okno otwarte. Ale tu śmierdzi uryną!
Ona jak zwykle nie wylała nocnika. Rano pozwala im szczać do nocnika i nigdy tego nie wyleje. Wylewam te szczyny co rano i ostentacyjnie wstawiam nocnik do bidetu.
Może jak przyjedzie to się zorientuje, że znów nie wylała moczu i w całym pokoju cuchnie uryną.
Po co codziennie otwiera to okno?
Nie poddaję się…
Wracam do łazienki. Trzeba się umieć cieszyć małymi sprawami?
Jaki to błogi komfort, że kilka dni temu wymieniłem wannę.
Ja niczego nie zrobiłem.
No! Może dałem na tę wannę pieniądze?
Ale po trzech dniach napierdalania młotkami. Panowie Robotnicy wymienili wannę i dwie umywalki. Oczywiście jedna umywalka zaraz cieknie i kolejne napierdalanie młotkami nie wiele pomaga. Wstawili też bidet. Luksus!
Skądinąd jak to jest, że francuzi wymyślili takie luksusy - jak bidet, ale sami tak rzadko się myją? Może oni dali tylko nazwę, która przyjęła się w Europie, a samo urządzenie wymyślili Arabowie z kalifatu w Kordobie?
Skąd ci Arabowie? Skąd ta Kordoba?
Nie wiem.
Może gdzieś przeczytałem, ale mój mózg pięćdziesięcioczterolatka już tego nie pamięta – gdzie o tym czytałem? Za to ma czas w nocy na rozgryzanie tajemnicy bezsensu.
Odpowiednio długa wanna plus ciepła woda, daje poczucie komfortu. Relaks. Mydlę ręce i stopy. Mydlę przyrodzenie i pupę. Mydlę się pod pachami.
I zanurzam się w gorącej wodzie.
W całym tym starym domu jest zimo, ale tu jest ciepło!
Szamponem traktuję głowię i pozwalam sobie na komfort nałożenia odżywki. Mam długie włosy, ale w moim wieku stały się jakieś, takie miękkie. Wręcz kruche.
Kiedyś były twarde i mocne.
Może odżywka im pomoże?
I do rymu. I do taktu…
Wychodzę z wanny. Spuszczam wodę. Wycieram się.
Czy zmyłem odżywkę?
Ten mój cholerny mózg!
Nie pamięta, czy zmyłem odżywkę!
A ona wszędzie pozostawiała wysmarkane chusteczki. Przy łóżku na podłodze. Na blacie przy umywalkach. Na półce przy wannie. Tak, jakby nie mogła wyrzucić ich do kosza lub do klopa. Kurwa mać! Jaki to flejtuch. I dzieci tak uczy.
Nie poddaję się…
Ale jak tu się nie wkurwiać, gdy na selekcji rugby z moim sześcioletnim synem, wypełniając jakieś papiery klubowe, dowiaduję się od utytej trzydziestolatki, czy przypadkiem nie jestem dziadkiem tego chłopca?
I do rymu i do taktu, wsadź se chuja do kontaktu…
…nie poddaję się.
Muszę wymyśleć, co będę jadł na śniadanie w południe. Co na obiad? Jakie wino otworzę? Ot, uroki życia wiejskiego. Nie muszę się do niczego i nigdzie spieszyć.
Tak miało być.
Tak sobie wymarzyłem.
Ale nie miało być tak zimno! Wszystkie pomieszczenia niedogrzane. Robotnicy od miesięcy napierdalający młotkami…
Miałem codziennie jeździć konno. A jeździłem przez pół roku, może trzy lub cztery razy, nie licząc jednego wyjazdu na turniej.
Konie stoją brudne, a ja i tak na nic nie mam czasu. Bo sam mam go za wiele, tak, że nie mogę go sobie zorganizować.
Siedziałbym tylko na dolnym tarasie i patrzył na ten piękny widok pagórków, winnic, lasku na horyzoncie. Czasami drogą przejedzie jakiś samochód. Niesie się wtedy dźwięk po całej dolinie. Bo, dźwięk rozchodzi się kuliście.
Też to gdzieś. Kiedyś przeczytałem.
Nie myśleć o niczym…
…nie poddaję się.
© 2012 © Wszystkie prawa zastrzeżone © Oskar Miller